O tym, jak wyglądały Dźwierzuty ponad 70 lat temu, a także jaką funkcję niegdyś spełniała dzisiejsza organistówka, opowiada jeden z najstarszych mieszkańców miejscowości, Bolesław Rynkiewicz. Trafił on do pobliskiego Łupowa już w 1941 roku, kiedy został skierowany przez Niemców do prac przymusowych

w gospodarstwie rolnym.

O tym, jak wyglądały Dźwierzuty ponad 70 lat temu, a także jaką funkcję niegdyś spełniała dzisiejsza organistówka, opowiada jeden z najstarszych mieszkańców miejscowości, Bolesław Rynkiewicz. Trafił on do pobliskiego Łupowa już w 1941 roku, kiedy został skierowany przez Niemców do prac przymusowych w gospodarstwie rolnym.

Dźwierzuty jakie pamiętam (3)

DŹWIERZUTY W CZASIE WOJNY

Kiedy pan Bogusław miał trochę czasu, udało mu się zwiedzić Dźwierzuty. Jak wspomina, główną atrakcją miejscowości było sztuczne jeziorko, którego woda napędzała pobliski młyn. Poza tym pływało w nim wiele ryb, które bez problemu można było łowić. Dzisiejsze centrum wsi zajmowały głównie magazyny i baraki. Składowano w nich różnego rodzaju materiały i żywność. Niektóre z tych budynków istnieją do dnia dzisiejszego. Skręcając w drogę do Rum, po prawej stronie, znajdziemy stare poniemieckie magazyny, zbudowane z czerwonej cegły. W miejscu, gdzie dziś mieści się siedziba banku spółdzielczego, niegdyś znajdowała się stacja benzynowa. - Śmiesznie wyglądało pompowanie nafty czy benzyny za pomocą ręcznych pomp. Stacja istniała i funkcjonowała jeszcze jakiś czas po wojnie.

TRAGICZNA MIŁOŚĆ

Przebywając u ostatniego gospodarza pan Bolesław zaprzyjaźnił się z kolegą o nazwisku Cymerzyk. Mniej więcej w tym samym czasie zakochały się w nim jednocześnie córka gospodarza i jedna z przymusowych pracownic. Ten odwzajemnił uczucia wobec tej pierwszej. Ich płomienny romans musiał być jednak ściśle skrywany. O ile Niemce zbyt wiele nie groziło, to karą dla Polaka mogła być jedynie śmierć. Niestety wszystko wyszło na jaw za sprawą zazdrosnej pracownicy, która o całej sprawie doniosła żandarmerii. Cymerzyk został aresztowany w lipcu 1944 roku i niedługo potem powieszony na wierzbie w Łupowie. - Całą sprawę zgłaszałem powojennym władzom, usłyszałem jednak, że mają wiele innych ważniejszych rzeczy na głowie. A pracownica, która zadenuncjowała mojego kolegę, mieszkała spokojnie w Dźwierzutach aż do lat 60., kiedy to wyjechała na zachód.

KONIEC WOJNY

Sytuacja na frontach z każdym miesiącem się pogarszała. Gospodarze dostali instrukcje, aby przygotować wozy z żywnością i niezbędnymi rzeczami. Każdy z nich miał czekać na sygnał do ewakuacji. Coraz częściej zamiast zajmować się pracami w gospodarstwie, ludzie kierowani byli do kopania okopów. Ostatecznie ewakuacja była prowadzona bardzo chaotycznie, a wielu z gospodarzy, którzy postanowili zostać, zostało rozstrzelanych przez żołnierzy radzieckich. Taki los spotkał m.in. pierwszego gospodarza, u którego przebywał pan Bolesław. W samych działaniach wojennych Dźwierzuty nie ucierpiały. Jednak wiele złego wydarzyło się zaraz po ich zakończeniu. Rosjanie grabili wszystko co tylko przedstawiało jakąkolwiek wartość. Los nie był łaskaw między innymi dla miejscowego dworca. Stacja została pozbawiona całego oprzyrządowania niezbędnego do prowadzenia ruchu kolejowego. Ograbiono także torowiska, które aż do Biskupca zostało pozbawione szyn i drutów telegraficznych. Zniszczeniu uległa również szkoła. Jak wspomina pan Bolesław, pijani Rosjanie znaleźli na jej strychu portret Hitlera. Rozsierdzeni widokiem postanowili go spalić, ogień wymknął im się jednak spod kontroli, co doprowadziło do spalenia praktycznie całego budynku.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.