W tym roku obchodzi 50. rocznicę święceń kapłańskich, a od 47 lat przebywa w Wielbarku. Ksiądz proboszcz Marian Kaim jest jednym z dwóch księży w całej diecezji, najdłużej pełniących posługę w jednej parafii.

Góral z Wielbarka

TRZEBA UMIEĆ HUKNĄĆ

Ksiądz Marian Kaim urodził się w niewielkiej beskidzkiej wiosce Słopnice w okolicach Tymbarka w roku 1936. Do gimnazjum uczęszczał w Limanowej, gdzie na czas nauki wynajmował pokój.

- Było ciężko. Zawsze z domu wiozłem kankę mleka i zapas chleba, żeby jak najmniej wydawać – wspomina. Sytuacja rodziny znacznie pogorszyła się po tragedii, jaka na nią spadła w 1947 roku. Wtedy to, dowożący do pobliskiej składnicy drewno ojciec księdza zginął w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. Wszystkie obowiązki wynikające z prowadzenia gospodarstwa spadły na osamotnioną mamę. - Każde wakacje spędzałem na rodzinnym gospodarstwie, pomagając jej w pracach na roli.

Gdy miał 18 lat odkrył w sobie kapłańskie powołanie i zdecydował się pójść do seminarium w Tarnowie. Niestety papiery wymagane na uczelni dostarczył zbyt późno i ze względu na dużą liczbę kandydatów nie został przyjęty. Rok później jego kandydatura została odrzucona ze względu na ... głos.

- Miałem zbyt słaby głos jak na górala. Góral musi mieć taki głos, że jak huknie to dźwięk od pięciu szczytów się odbije i wróci.

Z tego też powodu na kolejną próbę wybrał seminarium w odległym Olsztynie. Po jego ukończeniu na trzy lata został skierowany do Dzierzgonia pod Malborkiem, gdzie pełnił posługę wikarego.

GÓRAL Z KURPIAMI SIĘ DOGADA

Do Wielbarka został skierowany w roku 1964. Tam proboszczem był zasłużony dla parafii ksiądz Domagała. Wielbark od razu bardzo się spodobał ks. Marianowi. Szybko również znalazł wspólny język z parafianami. Ze względu na to, że dużą część z nich stanowi ludność napływowa, postanowił kultywować jej tradycję. Dlatego do dziś święte obrazy podczas uroczystości kościelnych noszą wierni ubrani w tradycyjne stroje kurpiowskie.

- Górale są uparci, a Kurpie zawzięte. To jest to samo, tylko inaczej powiedziane. Można powiedzieć, że Góral zżył się z Kurpiami – żartuje jubilat.

KSIĄDZ Z DŁUGIMI WŁOSAMI

Jednym z jego ulubionych zajęć jest jazda na nartach. Z wielką radością wspomina czasy, gdy wraz z ministrantami szusowali z górki w pobliskiej Ciemnej Dąbrowie. Gdy tylko miał okazję, wybierał się w rodzinne strony, aby móc pojeździć na nartach po prawdziwych górach. Niestety dziś zdrowie już mu nie pozwala na uprawianie ukochanego sportu.

W początkowym okresie zadziwiał parafian swoją otwartością i … wyglądem. Dużo kłopotów sprawiały mu zapuszczone długie włosy i broda.

- Byłem nawet z tego powodu wzywany do biskupa, od którego usłyszałem, że takim zachowaniem będę dawał zły przykład. Odpowiedziałem na to, że przecież pan Jezus też nosił brodę. Biskup odpowiedział: Ty się nie przyrównuj do Pana Jezusa, ale dorównuj do Pana Jezusa.

Ostatecznie biskup ustąpił i wydał zgodę na noszenie brody. Tym sposobem ksiądz Marian przełamał w diecezji obowiązujący zwyczaj, gdyż dopiero po nim kolejni kapłani zaczęli zapuszczać zarost.

47 LAT MINĘŁO

Z perspektywy upływającego czasu, księdza Mariana Kaima najbardziej martwi coraz mniejsza frekwencja w czasie mszy.

- W moich rodzinnych stronach do dziś we mszach uczestniczy ponad 80% parafian, a w Wielbarku jest to mniej niż 20%.

Problem ten dotyczy także najmłodszych, którzy nie mając odpowiedniego wzorca u rodziców również nie czują potrzeby udziału w niedzielnych nabożeństwach. Cieszy go natomiast zaangażowanie w życie parafii pozostałych wiernych. To dzięki ich hojności udało się w zeszłym roku zamontować w kościołach w Wielbarku i Opaleńcu piękne witraże.

Mimo że biskup chce wysłać go do domu emeryta w Olsztynie, on chciałby zostać na parafii. Wiele jednak zależy od tego, czy jego następca wyrazi na to zgodę.

- Czuję, że w wielu sprawach mógłbym jeszcze pomóc. Poza tym chciałbym także tu zostać pochowany. W górach, póki najbliższa rodzina żyje, będą pamiętać, a tu każdy kto przyjdzie na cmentarz, to i za byłego proboszcza zdrowaśkę odmówi – mówi żartobliwie.

Łukasz Łogmin/fot. A. Olszewski