Stado zdziczałych psów zagryzło jałówki należące do rolnika z Wawroch. Mężczyzna próbował szukać pomocy w gminie, wierząc, że jej pracownicy unieszkodliwią czworonogi, zanim te zaatakują resztę stada. Spotkał go jednak srogi zawód. Pracownicy co prawda zjawili się na miejscu, ale z psami sobie nie poradzili. - Rolnik liczył na to, że będziemy do nich strzelać, a tego zabrania prawo – rozkłada ręce Aleksander Godlewski, kierownik Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Kamionku.

Zagryzione jałówki

NIESKUTECZNA POMOC

W minioną środę (12 marca) wczesnym rankiem Franciszek Samsel, korzystając ze słonecznej pogody, wypuścił swoje stado bydła na oddalone od zabudowań pole.

- Byłem w domu, kiedy sąsiad zaalarmował, że jakieś psy atakują krowy – relacjonuje. Jego syn Sebastian natychmiast pojechał na pole i próbował odegnać intruzów. Udało mu się to dopiero po pewnym czasie, ale nie na długo. Stado złożone z pięciu średniej wielkości psów nadal zagrażało bydłu. - Położyły się na niewielkim wzniesieniu i tylko czekały, żeby rzucić się na krowy – mówi pan Franciszek. Rolnik przy wsparciu sołtys Wawroch zaczął szukać pomocy w pozbyciu się psów w różnych instytucjach.

- Policja skierowała mnie do gminy, gmina do swojego zakładu w Kamionku – opowiada. Przez ten czas, czyli w sumie trzy godziny, psy spokojnie leżały na polu, czekając na okazję do kolejnego ataku. W końcu na miejscu zjawili się przedstawiciele gminy.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.